9 lipca 2016
Siedem listów z Paryża
"Siedem listów z Paryża" to typowa lektura wakacyjna z podróżami i miłością w tle, ale na bardzo wysokim poziomie. Chociaż opis fabuły na okładce przywodzi na myśl kilkadziesiąt innych powieści i filmów romantycznych, ta książka została poprowadzona w zupełnie inny sposób.
Główną bohaterką jest Samantha. To kobieta na życiowym zakręcie, którą prześladuje pech. Nie dość, że nie ma pracy to jeszcze na jej koncie piętrzą się zaległości finansowe, nawet jej małżeństwo istnieje tylko na papierze, bo jej relacje z mężem są w opłakanym stanie. Jednak nie zawsze tak było. Kiedyś, jako nastolatka Samantha była radosna i pełna życia i to właśnie w tamtym czasie poznała przystojnego francuza, Jean-Luca-speca od astronautyki, którego jednak porzuciła. Teraz, dwie dekady później, ta znajomość odradza się za sprawą listów, które niegdyś Jean wysłał do Samanthy. Choć zdecydowała się na nie odpowiedzieć lata później, okazuje się, że mężczyzna wciąż jest zainteresowany odnowieniem znajomości. Rozpoczyna się dalszy ciąg romansu, którego tak naprawdę nigdy nie zakończyli. Jakby tego było mało, Samantha decyduje się na szaleńczy krok i porzucając wszystko rusza do Francji na spotkanie z dawnym ukochanym. Postanawia postawić wszystko na jedną kartę i nie mając nic do stracenia zobaczyć, czy coś z tego wyjdzie.
Samantha nie jest typową bohaterką na rozdrożu, która jedynie siedzi w domu i płacze za dawnym życiem. Dosyć szybko zbiera się w sobie i szuka nowego celu w życiu. Jest zdecydowana i bezkompromisowa. To zdecydowanie typ bohaterek, które lubię najbardziej, bo mimo porażek stara się normalnie i szczęśliwie żyć nie rozpamiętując przeszłości, ale szukając sposobu na to, by mieć jeszcze dobrą przyszłość. Również Jean-Luca nie jest postacią jednowymiarową. Z jednej strony to typowy francuz, który zawsze sypie dowcipami, jest wesoły, inteligentny, romantyczny i sympatyczny, ale z drugiej także i on ma swoje wady i francuskie przyzwyczajenia, które czasami działają na nerwy. Razem tworzą ciekawą parę, a przede wszystkim bardzo realną.
"Siedem listów z Paryża" to książka bardzo oryginalna. Bohaterowie jednoczą się dosyć szybko, przez co już od połowy książki śledzimy ich rozwój jako pary. Na pewno autorka nie przeciągała wątków co jest najczęstszą wadą w powieściach romantycznych, wszystko działo się szybko, ale mimo, że to książka lekka, jest w niej też dużo skupienia na relacjach, emocjach i psychologicznych aspektach układania sobie życia na nowo, ale wszystko to w bardzo lekki sposób. Książkę pochłania się praktycznie w jeden dzień. Największą ciekawostką jest jednak podobieństwo wydarzeń i postaci do prawdziwych osób, a konkretnie do życia autorki, także Samanthy. Verant użyczyła swojej bohaterce nie tylko imienia, ale i mnóstwo osobistych wątków, jak choćby mąż, spec od astronautyki i francuz w jednym, któremu podobnie jak fikcyjna postać, także kazała na siebie czekać dwadzieścia lat! Nie wiem ile wydarzeń i szczegółów z książki jest także opartych na życiu autorki, ale to naprawdę przyjemne uczucie czytać powieść tak pozytywną, wiedząc, że wszystko to-a przynajmniej większość, wydarzyło się naprawdę i to samej pisarce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kolejna ksiązka dla mnie - kocham romanse. A ten jak najbardziej mnie zachęcił.
OdpowiedzUsuńPojawiła sie przedpremierowa recenzja mojej książki. Jeśli masz chęć - zajrzyj. Jeśli nie, to nic :) pozdrawiam!
http://want-cant-must.blogspot.com/2016/09/365-dni-zobaczymy-sie-znow-recenzja.html#comment-form