Książka zaczyna się w sposób drastyczny. Cała rodzina przygotowuje się do uroczystej kolacji w gronie przybyłych krewnych, szykują odświętne potrawy, stroje, wszystko wydaje się być spokojne i szczęśliwe, mimo toczącej się poza murami domu wojny. Nagle jednak rodzina spostrzega zniknięcie małej córeczki, Kolejnym widokiem jest dla nich jej śmierć po nadepnięciu na minę. To wydarzenie rozpoczyna całą historię i wszystkie kolejne wydarzenia, ma wpływ na każdego bohatera i ich działania. Wszystko jest jak ciąg kostek domino, które na skutek tej bezsensownej śmierci ruszają i nic nie jest w stanie ich zatrzymać.Taki mocny wstęp zazwyczaj jest najmocniejszym punktem książki, jednak w tym przypadku jest to zaledwie jeden z wielu, jakie czekają w trakcie lektury. Palestyńczycy są na świecie znani z nieustannie toczących się wojen i konfliktów, które nie mają końca. W powieści autorka w piękny sposób ukazała dramat tych ludzi, ich codzienne rozterki i ból. Choć ich kraj pod względem krajobrazowym jest jednym z piękniejszych na świecie, jednocześnie jest to miejsce, gdzie śmierć rzadko przychodzi w sposób naturalny. Nie tylko dorośli, ale i coraz młodsze dzieci biorą udział w walkach ryzykując życie. Dorastanie w nieustannym strachu wpływa wyniszczająco na ich psychikę i sposób myślenia. Tym bardziej wzruszają małe pozytywne akcenty, które widać w niektórych fragmentach. W przypadku tego tytułu nie trzeba być specjalnie wrażliwym, by uronić łzy współczucia i żalu, a nawet złości. "Drzewo migdałowe" budzi wiele emocji i wprawia w głęboką zadumę, a nawet budzi pesymizm i czarne myśli, z których otrząsnąć można się dopiero jakiś czas po skończeniu. Mimo to jest to książka piękna, mądra i potrzebna. Dlatego też uważam, że powinno ich być więcej, bo wciąż za mało uwagi skupia się na krajach, gdzie ludzie zwyczajnie potrzebują pomocy z zewnątrz.
Autor: Michelle Cohen Corasanti
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 392
Ocena: 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz