Biografie sportowców co jakiś czas pojawiają się na blogu. Chociaż ja sama nie uprawiam żadnego sportu wyczynowo, większością się także nie interesuje, to jednak lubię czytać o ludziach, dla których jest on nie tylko pasją ale i profesją. Sportowcy są grupą ludzi, którzy naprawdę potrafią zainspirować i zmotywować do porzucenia wygodnej kanapy na rzecz ruchu, choć dla mnie osobiście najprzyjemniejszym sportem jest wyczynowe czytanie na fotelu.:)
Obecnie trwają zimowe igrzyska olimpijskie i jest to doskonała okazja do zapoznania się z sylwetkami sportowców, nie tylko tych z pierwszych stron gazet, ale i takich, o których na co dzień jest cicho, a stają się rozchwytywani gdy zdobędą medal. Oczywiście nie oglądam każdej dyscypliny sportowej, ale łyżwiarstwo figurowe, szybkie i narty to mój stały repertuar w programie. Dlatego też ucieszyłam się, że mam okazję przeczytać biografię człowieka, który na olimpiadzie walczy o medale w narciarstwie alpejskim.
Bode Miller to mężczyzna, który wielokrotnie zdobywał szczyty i cenne trofea. Jego nagrody to pięć medali olimpijskich, pięć medali mistrzostw świata i dwa puchary świata. Już to robi wrażenie, a jego życie jest znacznie ciekawsze. Bode znany jest z tego, że nie ważny jest dla niego sposób jazdy, lecz szybkość. Jego maksymą w życiu jest "żyj szybko i na wesoło" i tak właśnie postępuje, konsekwentnie narażając się przy tym na niebezpieczeństwo, bo jego specyficzny styl jazdy budzi momentami grozę i zdziwienie. On sam jest z siebie zadowolony i jak twierdzi, nie szaleje z rozpaczy po każdej porażce bo wie, że czeka go jeszcze mnóstwo zwycięstw.
Miller wychował się w niezamożnej rodzinie o prostych zasadach. W jego domu nie było luksusów, prądu i innych wygód, lecz wokół miał piękne, dziewicze tereny, lasy, dzikie zwierzęta i kochającą rodzinę. To wystarczyło by zapamiętał swoje dzieciństwo jako najpiękniejsze na świecie. Wspominając dawne czasy zawsze podkreśla, że nie brakowało mu niczego i denerwuje go, kiedy ktoś współczuje mu dawnego życia, lub ma go za hipisa z zacofanej rodziny. Swoją biografię postanowił napisać po to, by w końcu raz na zawsze wytłumaczyć ludziom, że zawsze był i jest szczęśliwy.
Body Miller jest znakomitym narciarzem, dobrym i inteligentnym człowiekiem, wspaniałym mężem i synem. Zawsze daje z siebie wszystko i właśnie dlatego jest najpopularniejszym i najbardziej lubianym sportowcem Ameryki. Jednak nie można powiedzieć o nim, że jest rozważny. Brawura na stokach, zgubienie złotego medalu w knajpie czy stłuczenie kryształowej kuli lub niebezpieczne zabawy z kolegami w górach, to tylko nieliczne z jego pomysłów. Mimo to, nie można mu odmówić sympatii i obserwując jego występy na mistrzostwach jak i czytając o nim w książce, ma się wrażenie jakby był kimś znajomym i właśnie dlatego polecam biografię wszystkim, którzy chcą się zainspirować mądrym człowiekiem, dowiedzieć czegoś więcej o tej dyscyplinie sportu, lub po prostu przybliżyć sobie sylwetkę Millera.
Nie mogę nie wspomnieć także o samej treści. Chodź na okładce widnieje nazwisko "pomocnika" Millera w pisaniu biografii, wyraźnie da się odczuć język Bode'a. Jego historia jest naprawdę imponująca, a w książce zgrabnie i naprawdę udanie streszczono ją w całość, która imponuje i ciekawi. Jeśli choć w połowie biografia pisana była przez sportowca, to zdecydowanie muszę przyznać, że oprócz narciarskiego, nie brakuje mu także talentu pisarskiego.
Autor: Bode Miller, Jack McEnany
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 256
Ocena: 5/6
Muszę przyznać, że biografie (czy autobiografie) kompletnie do mnie nie przemawiają i nie lubię ich po prostu czytać. Z tego też powodu mimo ciekawej dla większości społeczeństwa książki, zrezygnuję z niej.
OdpowiedzUsuńNie bardzo lubię tego typu książki, chociaż może w końcu dam się przekonać... :)
OdpowiedzUsuńJa podobnie jak koleżanki nie za bardzo przepadam, za takiego typu książkami, ale na swojej półce mam kilka, które bardzo miło wspominam, więc może kiedyś przekonam się również do innych ;)
OdpowiedzUsuńMillera kojarzę tylko z jednego zjazdu. Tego, którego większość przejechał na jednej narcie:)
OdpowiedzUsuń