Piractwo to jeden z moich ulubionych motywów nie tylko literackich ale i filmowych. Chyba każdy oglądał kultową serię o piratach, lub czytał coś z nimi związanego, ale jednocześnie mało kto zdaje sobie sprawę, że piractwo to nie dawne zjawisko, ale i czasy obecne. Na wielu morzach coraz częściej pojawiają się piraci, rabujący i porywający dla okupu i choć rzadziej decydują się na morderstwa, to jednak zdarzały się i takie ofiary. Właśnie z takim wydarzeniem musiała zmierzyć się załoga jednego z kontenerowców Maersk Alabama 8 kwietnia 2009 roku.
Kapitan Richard Phillips i jego załoga wyruszyli w kolejny, standardowy rejs. Jak zawsze kapitan zapoznał załogę z ich obowiązkami, z rozkładem statku, podstawowymi zasadami i oczywiście z planem działania w razie ataku piratów. Dla osób takich jak oni, świadomość,że na morzu piractwo wciąż jest obecne, jest czymś normalnym, ale i raczej nikt nie zakłada, że atak przydarzy się właśnie jemu. Tak też było i tym razem jednak ku ich zaskoczeniu, radar wykrył szybko zbliżające się jednostki, co dla doświadczonych marynarzy oznacza tylko jedno.
Wkrótce po tym na statek wtargnęło czterech uzbrojonych i niebezpiecznych piratów, gotowych na wszystko, byle uzyskać okup za wolność porwanych. Mieli broń i byli silni, co zdecydowanie działało na ich korzyść, jednak kapitan Phillips także posiadał coś, co pomogło mu przeżyć atak. Był to spokój i profesjonalizm, dzięki znajomości swego statku, załogi i obyciu na morzu, znacznie ułatwił sobie pobyt w "więzieniu" na własnym statku. Jednak także i załoga nie dała się zastraszyć, wszyscy czynnie stawiali opór nie dając się zastraszyć piratom, a kapitan wykazał się niezwykłym poświęceniem i odwagą, proponując swoją osobę zamiast życia załogi. Biorąc pod uwagę stanowisko Phillipsa, dla piratów była to nie lada gratka.
Pod niewolą somalijskich piratów pozostał przez pięć dni i gdy już myślał, że jego koniec zbliża się nieubłaganie, nastąpił przełom. Do akcji wkroczyli komandosi Navy SEAL's, ratując go i aresztując rozbójników. To przeżycie pozostało jednak w kapitanie i sprawiło, że zdecydował się na opisanie swej historii. Powstał także film na podstawie tych wydarzeń. On sam został uznany za najszlachetniejszego kapitana, który niewątpliwie życie zawdzięcza także swojemu nastawieniu.
Choć książka to oczywiście sumiennie i dokładnie spisane wydarzenia z 8 kwietnia 2009 roku, to jednak Phillips przybliżył nam także swoje życie prywatne. Właściwie początek książki to forma zapoznania czytelnika z jego życiorysem, co zdecydowanie wpływa na dalszą część lektury, bo znając trochę kapitana, bardziej przeżywa się jego tragiczną sytuację w niewoli. Poznajemy jego rodzinę, historię poznania żony, która również wykazała się w tej sytuacji niezwykłą siłą, oraz mamy szansę ujrzeć codzienność kapitana na morzu, co dla wielbicieli takich klimatów jest na pewno ciekawym dodatkiem.
Czytelnik cały czas ma świadomość tego, że to historia na autentycznych faktach, ale jednocześnie też wie, że historia ma dobre zakończenie co znacznie ułatwia czytanie tej na pewno emocjonalnej i trudnej pod tym względem książki. Jednak dla mnie to także trochę kryminału, thrilleru i sensacji, wspaniale opisanych i wciągających bez reszty. Nie dziwi fakt, że nakręcono film na podstawie tych wydarzeń. Zazwyczaj nie oceniam książek opisujących czyjeś prawdziwe wydarzenia, zwłaszcza te tragiczne, bo nie powinno się oceniać czyichś przeżyć, ale za styl, język i tą drugą stronę tej książki, muszę przyznać wysoką notę.
Autor: Richard Phillips, Stephan Talty
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 312
Ocena: 5/6
Film podobno też znakomity i teraz mam zagwozdkę - obejrzeć, przeczytać? A może jedno i drugie? Trudno zdecydować, bo zazwyczaj nie lubię oglądać ekranizacji czegoś, co już czytałem i znam fabułę wraz z jej finałem. Siostra była w kinie i szalenie jej się podobało ;-) "Fakty autentyczne" - zawsze mam wrażenie, że to niepoprawne stwierdzenie, masło maślane, ale nigdy nikt jednoznacznie mi nie powiedział, czy mam rację ;-)
OdpowiedzUsuńA to mnie zaciekawiłaś... Nie wiedziałam, że taka książka istnieje, a szkoda, bo coś świetnego przeszłoby mi koło nosa! Z chęcią przeczytam. :)
OdpowiedzUsuń