27 kwietnia 2014

Cztery pory roku Heleny Horn

"Cztery pory roku Heleny Horn" to książka napisana w takim starym, klasycznym, ładnym stylu, jaki w literaturze zdarza się obecnie bardzo rzadko, najczęściej przy okazji tłumaczeń i nowych wydań starych dzieł. Tym bardziej mnie to ujęło, bo sama nie jestem zbyt nowoczesna:) Osobiście zaliczyłabym tę książkę do klasyki literatury ze względu na treść i język, ale i sama okładka trafnie odzwierciedla tę powieść.
     Helena Horn, kobieta dojrzała, ceniona artystka, postanawia odejść z teatru po śmierci ukochanego męża. Przenosi się do rodzinnego Milanówka, gdzie rozpoczyna spokojniejszy etap życia. Na miejscu towarzystwa dotrzymują jej znajomy doktor, którego wiernym towarzyszem jest pies i butelka whisky, oraz była suflerka, przyjaciółka Heleny.
Tomasz Zewer jak się nazywa, jest samotnym rozwodnikiem. Podobnie jak główna bohaterka, usiłuje radzić sobie z nową sytuacją, jednak nie jest to takie łatwe, zwłaszcza, kiedy nagle w połowie życia przychodzi się żegnać z tym co było, witając nowe. Helena jakoś sobie jednak radzi, albo przynajmniej się stara. Jednak nie idzie jej najlepiej i wtedy w dziwny sposób zaczyna komunikować się z rodzicami, którzy usiłują nakierować ją na właściwy tor i zmusić do wykrzesania z siebie siły do rozpoczęcia nowego życia. Po drodze ujawniona zostaje pewna tajemnica, która będzie miała wpływ nie tylko na Helenę, ale i wielu innych ludzi wokół. Do tego dochodzi mnóstwo wątków pobocznych, jak zadurzenie Tomasza względem Heleny, przyjaźń kobiety z suflerką, jej relacje z córką i wnuczkiem i wiele innych.
     Książka jest szczególna z wielu względów. Przede wszystkim warto napomnieć o autorce. ... jest pisarką, która ma na swoim koncie parę publikacji, oraz aktorką i żoną aktora. Wcześniej wydała swoją autobiografię, w której przybliżyła życie u boku znanego mężczyzny, teraz postawiła na powieść i myślę, że wyszło jej to na lepsze, bo ma w swoim piórze to coś, co oczarowuje czytelnika. Jednak nie jest to książka w nowoczesnym stylu, raczej stylizowana na dawne czasy historia, a z drugiej strony czuć tu całkowitą lekkość i brak wymuszenia. Myślę, że to najlepiej świadczy o jej talencie. Sam tytuł książki jest w stu procentach adekwatny do treści. Bohaterka przezywa kolejne miesiące, pory roku w swoim nowym domu, a wraz z nimi niczym w wierszu, napływają kolejne uczucia, spostrzeżenia, nowe możliwości. Są tu zarówno nostalgia, radość, jak i zaduma, strach czy żal. To pełna gama emocji, raczej dla osób lubiących wymagającą literaturę, przy której trzeba się jednak nieco wysilić. Dlatego też osoby szukające czegoś na lekki wieczór mogą się bardzo rozczarować. Całość jednak pochlania się szybko i mimo sympatii dla tej lektury, na koniec czułam lekki niedosyt. ... zamknęła całość a jednak w pewnym momencie zabrakło mi tego czegoś. Ogólnie jednak uważam, że takich książek jest obecnie bardzo mało i warto sięgać po każdą jaka się pojawi, zwłaszcza jeśli tak jak ta, jest pozycją niezwykle udaną, szczególnie biorąc pod uwagę, że to powieściowy debiut tej autorki.

Autor: Wanda Majer-Pietraszak
Wydawnictwo: Novae res
Liczba stron: 288
Ocena: 5/6

3 komentarze:

  1. Uwielbiam takie książki. Są takie inne...jakby z klasą? Tak ja je oceniam .Chętnie po nią sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka z prawdziwą duszą - chyba w wakacje będę musiała się do niej zabrać. Swoją drogą moja lista pozycji, które muszę nadrobić w wakacje naprawdę jest już szalenie długa, a do wakacji jeszcze dwa miesiące.

    OdpowiedzUsuń