Jakiś czas temu otrzymałam wyjątkową paczkę z pakietem kilku książek będących adaptacjami wielu najważniejszych dzieł literatury. Książki te wydane są w formacie dwujęzycznym, to znaczy w jednym egzemplarzu znajdziemy tę samą historię i w naszym rodzimym języku, jak i w angielskim na poziomie średnio-zaawansowanym. Dla pasjonatki języków obcych takiej jak ja podobne pozycje to prawdziwa gratka. Z powodu innych zobowiązań długo nie mogłam się za nie zabrać, w końcu jednak nadrobiłam zaległości. Na początek wybrałam trzeci tom serii "Czytamy w oryginale – wielkie powieści". Zawiera on cztery adaptacje znanych tytułów: "Wyspa Skarbów", "Biały Kieł", "Podróże Guliwera" oraz "Czarnoksiężnik z Krainy Oz". Są to więc przede wszystkim przygodówki, ale nie tylko. Osoby zaznajomione z tymi pozycjami na pewno mogą stwierdzić, że są one utrzymane w dosyć podobnym klimacie. Nie inaczej jest w tym przypadku.
"Wyspa...", "Biały Kieł" oraz "Czarnoksiężnik..." zaadaptowane zostały przez Annę Paluchowską, zaś "...Guliwer" przez Scotię Victorię Gilroy. Wszystkie cztery historie czyta się bardzo przyjemnie, ponieważ użyto w nich współczesnego języka, uważając przy tym, by oddać cały urok oryginałów.
Styl powieści jest na tyle prosty, by bez problemu śledzić tekst polski równocześnie z angielskim na drugiej stronie i wyłapywać nowe słówka. Przekład angielski jest właściwie bardzo dopracowany. Książka należy do poziomu średnio-zaawansowanego, idealnie nadaje się jednak do nauki dla początkującego. Nie od dziś wiadomo, że język obcy najlepiej przyswaja się właśnie poprzez czytanie zagranicznych tekstów lub np. oglądanie filmów w oryginalnej wersji dźwiękowej. Tutaj sprawę bardzo ułatwia fakt, że wersja angielska jest zamieszczona na lewych stronach książki, polska zaś na prawych (to o wiele wygodniejsza forma od tłumaczenia zdania po zdaniu). W ten sposób całość nie tylko jest przyjemniejsza dla oka, ale zwyczajnie ułatwia naukę, gdyż przypilnowano nawet by każdy akapit miał tyle samo linijek w obu wersjach językowych.
Osobiście uważam, że lektura bardzo poprawiła moje zdolności. Przyswoiłam nowe słówka, ale też przypomniałam sobie różne czasy i zapoznałam z bardziej "literackim" stylem języka angielskiego. Co prawda, powieści w tym języku jeszcze nie napiszę, ale list, wiadomość, czy może ogłoszenie, na pewno.
Seria "Czytamy w oryginale – wielkie powieści" to jak dla mnie ciekawa propozycja również dla czytelników, którzy wcale nie mają w planach nauki języka. W końcu znajdziemy w niej jedne z najciekawszych historii, co prawda skrócone i łatwiejsze stylem, ale wciąż ze wszystkimi swoimi najważniejszymi elementami, wartościami i przekazami. Często mamy ochotę zapoznać się z jakąś powieścią, jest ona jednak zbyt obszerna, a my mamy zbyt mało czasu na lekturę. Wówczas podobna adaptacja jest wyśmienitym rozwiązaniem. Zwłaszcza, kiedy jest ona tak starannie wydana i to nawet z ilustracjami.
Nie żałuję ani minuty spędzonej nad książką. Z ogromną radością polecam ją każdemu, sama zaś zabieram się za kolejne dwujęzyczne pozycje od wydawnictwa.
Ocena: 6/6
Mam dwie pierwsze numerki "Czytamy w oryginale" :)
OdpowiedzUsuńZamierzałam też wziąć się za kolejne książki z tej serii, lecz ostatnio przerzuciłam się na magazyny po angielsku.
Jednak z czystym sumieniem mogę polecić je wszystkim!!
Ogólnie stwierdzam, że taka inicjatywa jak "Czytamy w oryginale" jest fajna i z pewnością można by podszkolić swój język, więc coś chyba dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńna podobnej zasadzie czytałam kiedyś Sherlocka Holmesa. tekst po angielsku a na marginesach wyjaśnienia trudniejszych słów - jest to jednej z przyjemniejszych sposobów na naukę :)
OdpowiedzUsuń