Na przełomie lat 70. i 80. XX wieku w kraju tym wybuchła wojna domowa między rządową dyktaturą wojskową, a lewicową partyzantką.
W sprawę zaangażowane były mocno Stany Zjednoczone, które wspierały finansowo wojsko i pomogły szkolić armię z batalionu Atlacatl, która 11 grudnia 1981 roku wkroczyła do małej miejscowości El Mozote i wymordowała wszystkich jej mieszkańców.
Mieszkańcy El Mozole, oraz okolicznych osadek trzymali się z daleka od konfliktu między wojskiem, a partyzantami. Z tymi drugimi nie utrzymywali żadnych stosunków, mieli jakby umowę, że nie wchodzą sobie w paradę. Z wojskiem natomiast mieli kontakt, gdyż żołnierze często witali do miasteczka, chociażby po zaopatrzenie.
W grudniu 1981 roku rząd Salwadoru podejmuje akcję ”Młot i kowadło” wymierzoną przeciwko partyzantów. Jest jednak przeciek i partyzanci dowiadują się o zamierzonej akcji. Ostrzegają mieszkańców El Mozole i okolic, jednak Ci postanawiają zostać w domach, wierząc że wojska nie zrobią im nic złego, ponieważ do tej pory żyli w zgodzie. Do pozostania mieszkańców w miasteczku, oraz zachęceniu okolicznej ludności do jego przybycia, namawiał jeden z najbardziej wpływowych mieszkańców Marcos Diaz. Dostał on bowiem informacje od jednego z oficerów, że jeżeli nie opuszczą swoich domów, to nie stanie im się nic złego.
11 grudnia 1981 roku słowa te zostały rzucone na wiatr. Wojsko wkroczyło do miasteczka i sterroryzowało jego tubylców. Oddzielono mężczyzn od kobiet i dzieci. Mężczyzn zamknięto w kościele, kobiety z dziećmi w małym domku. Wszędzie było słychać płacz i histerię. Kobiety nie mogły uspokoić przerażonych dzieci. Później zaczęto wszystkich mordować. W pierwszej kolejności zabito mężczyzn, w drugiej kobiety, a na koniec zostawiono same dzieci. Kobiety i dziewczynki dodatkowo były gwałcone. Jedyną osobą, której udało się przeżyć to piekło jest Rufina. Kobieta, która straciła w tej masakrze męża i dzieci. Ukryła się w zaroślach, podczas nieuwagi żołnierzy. Była świadkiem przerażającej rzezi. Słyszała krzyki gwałconych dziewcząt, krzyki niewinnych dzieci, krzyki jej dzieci. Nie mogła zrobić nic. Musiała siedzieć w milczeniu i patrzeć bezradnie na to co dzieje się dookoła. Wiedziała, że musi przeżyć, aby opowiedzieć co wydarzyło się w El Mozole. Tego dnia zginęło prawie 800 niewinnych ludzi, a może nawet więcej? Połowę stanowiły dzieci.
Dla mnie najbardziej wstrząsającym momentem w książce był opis zeznania jednego ze świadków. Opowiadał on o tym, jak żołnierze byli zdziwieni przypadkiem pewnej dziewczynki, którą gwałcili. W odróżnieniu od innych kobiet i dziewcząt, ta ani się nie wyrywała, ani nie krzyczała. Po prostu śpiewała. Śpiewała cały czas pieśni i hymny, nawet gdy żołnierze przestali ją gwałcić. Zdziwieni próbowali ją zastrzelić, ale ona nadal śpiewała. Dopiero po serii ciosów maczetą zamilkła.
Szczerze mówiąc długo zabierałam się do napisania tej recenzji. „Masakra w El Mozole” to tak dramatyczny reportaż, ze po jego przeczytaniu musiałam odpocząć trochę psychicznie. Jest to tak przejmująca, budząca emocje i szok książka, o której myślami będziemy jeszcze długo po jej przeczytaniu.
Reportaż jest napisany wręcz po mistrzowsku. Mamy przedstawioną rekonstrukcję zdarzeń. Rekonstrukcję bardzo dokładną, szczegółową, pełną drastycznych opisów. Autor wykazał się prawdziwą rzetelnością dziennikarską. Przedstawia fakty, historię, ale wstrzymuje się od komentarzy i opinii. Podjął się opisania strasznej zbrodni i podołał temu zadaniu.
Książka pochłonęła mnie bez reszty. Mimo, ze nie należy do literatury przyjemnej i lekkiej, przeczytałam ją w dwa dni. Bardzo zainteresowała mnie ta historia. Z początku nie do końca rozumiałam niektóre aspekty polityczne, ponieważ historia Ameryki łacińskie jest mi praktycznie obca, ale z pomocą informacji wyszperanych w Internecie, bardzo szybko wszystko zrozumiałam.
Reportaż ten zawiera także masę różnych dokumentów, zdjęć, oraz listę 767 zamordowanych w El Mozole. Lista ta jest chyba najbardziej wstrząsająca i przeglądając ją, łzy same cisną się do oczu.
Podsumowując książkę polecam wszystkim, uważam, że zainteresuje każdego, nawet opornego na literaturę faktu i historyczną. Polecam szczególnie osobom, które cenią dobry reportaż i interesują się historią Ameryki Łacińskiej.
„Masakra w El Mozole” jest drugim reportażem wydanym przez Wydawnictwo Wielka litera, po który sięgnęłam i muszę przyznać, że są to reportaże niezwykłe, napisane prosto, tak by pozwolić czytelnikowi oswoić informacje i zrozumieć treść, rzetelne i wciągające. Jedne z lepszych jakie czytałam. Z wielką chęcią sięgnę po następny ich reportaż.
Autor: Marc Danner
Wydawnictwo: Wielka Litera
Liczba stron: 358
Ocena: 6/6
Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu:
Przyznam, że dopóki nie zobaczyłam tej książki, to nawet nie miałam pojęcia o tej masakrze. A szkoda, bo o takim okrucieństwie warto wiedzieć i pamiętać, żeby w przyszłości podobnym rzeczom zapobiegać.
OdpowiedzUsuńNie przepadam niestety za reportażami i podobnie jak poprzedniczka pierwszy raz słyszę o tej masakrze.
OdpowiedzUsuńtak jak Perry i Salwinia nigdy nie słyszałam o tej zbrodni, ale od czasu do czasu sięgnąć po literaturę faktu, także będę pamiętać o tym tytule
OdpowiedzUsuńnie czuję się obecnie na siłach by sięgnąć po tak poważną książkę.
OdpowiedzUsuńZa mocna na moje nerwy
OdpowiedzUsuńLubię takie książki od czasu do czasu. W większych ilościach źle na mnie działają. O masakrze słyszałam, tak więc z chęcią dowiem się więcej czytając ten reportaż, jeżeli tylko będę miała okazję :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
im-bookworm.blogspot.com
warto sięgnąć po taką pozycję... daje do myślenia
OdpowiedzUsuńwww.strefaksiazek.blogspot.com