
"Kiedyś był tu koniec świata", to zbiór artykułów umieszczanych w prasie, które Florian Klenk połączył w jedną całość. Chociaż momentami brakuje mi szczegółów, a niektóre wątki urywają się zbyt szybko, to jednak nie można nie docenić ilości faktów i detali jakie mimowolnie przyswaja się podczas lektury. Wszystko rozgrywa się w Austrii, w prowizorycznym więzieniu dla uchodźców. Często na dźwięk tego słowa, na myśl przychodzi deportacja, wywiezienie i powrót do rodzimego kraju. Mało kto jednak wie, że wielu obcokrajowców wcale nie wraca do domu, lecz zostaje zatrzymanych w więzieniu znajdującym się przy granicy. Oczywiście wielu z nich ma na swoim koncie przewinienia, jednak duża grupa jest niewinna, a ich jedynym przestępstwem jest to, że próbowali zaznać lepszego życia. Austria jest jednym z najgorszych krajów pod względem traktowania uchodźców. To naród niezwykle nieprzyjazny, okrutny i pełny nienawiści, jak wyraża się o swym kraju sam autor. Klenk opisuje przykrą sytuację, kiedy trzech uchodźców poruszających się autem, zostało nagle ostrzelanych, mimo, że nie ciążyły nad nimi żadne zarzuty. Gdy jeden z nich zmarł, policja wytłumaczyła się twierdząc, że to normalna procedura zatrzymywania podejrzanych kierowców. Reakcja rządu nie była lepsza, wielu polityków poparło policję, a nawet wyśmiewało całą sytuację. Premier dolnej Austrii twierdził, że "Kto u nas rozrabia, ten musi liczyć się z najgorszym".
"Kiedyś..." jest reportażem trudnym, wzbudzającym mnóstwo emocji i po prostu trzymającym w napięciu, które nie mija przez długi czas. To niezwykłe źródło informacji nie tylko o samym procederze więzienia dla uchodźców, ale i o samej Austrii jako kraju, o ludziach, tamtejszym rządzie. To wzruszający i zaskakujący obraz tego, jak wiele tragedii spotyka, często niewinnych, zwykłych ludzi.
Autor: Florian Klenk
Wydawnictwo: Czarne
Liczba stron: 154
Ocena: 5/6
Jestem gotowa się z nim zmierzyć :)
OdpowiedzUsuń