25 października 2013

Sprzedawca papieru

     Mateusz Kaptur to debiutant na rynku wydawniczym, który zainteresował mnie tym, że nie zaczął swej kariery od typowego romansu, dramatu czy kryminału, tylko od książki którą trudno określić i jednoznacznie przydzielić do jakiegoś jednego gatunku, a tematyka, fabuła jego powieści jest niespotykana i może nie jest to niesamowity temat, ale ja jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim wcześniej. Można więc powiedzieć, że prostota jednak czasem wygrywa.
     Wątkiem przewodnim, głównym tematem i sensem książki, jest akwizytor. Zawód nieszanowany, nielubiany i niedoceniany, a przecież tak samo trudny, ciężki i wymagający wysiłku jak każdy inny. Choć z punktu widzenia klienta, akwizytor to najgorsze, nachalne i nadgorliwe zło, to jednak po lekturze,choć nie przedstawiła ona tego zawodu w superlatywach, zrobiło mi się żal akwizytorów. To najczęściej ludzie, którzy nie mieli dużego wyboru, każdego dnia walczący o choćby jedną sprzedaną rzecz, bo ich pensja zależy od sprzedaży, w dodatku na karku czują nienawiść ludzi otwierających drzwi.
     Z takiego też założenia wychodził młody chłopak, maturzysta Tobiasz. Będąc u progu dorosłości, próbuje wybrać między kolejną szkołą, czyli studiami, a pracą zawodową. Kiedy w gazecie trafia na ogłoszenie, decyduje się od razu na to drugie i jest niezwykle zdziwiony, że zostaje zaproszony na rozmowę. Jego zdziwienie rośnie jeszcze bardziej, kiedy odbywa rozmowę z szefem. Okazuje się bowiem, że akwizycja to zawód z misją, a oferowane w sprzedaży rzeczy, w tym wypadku książki, to nie zwykła makulatura, ale sposób na uratowanie ludzkości, a w ogóle to sprzedawca wie lepiej i to on wie czego potrzebuje klient, który powinien tylko zapłacić i cieszyć się z nowej szansy. Aby jeszcze bardziej uwidocznić doniosłość tego zawodu, pracodawca od razu posyła Tobiasza na dzień próbny z najlepszym pracownikiem.
     Sprzedawanie książek to nie łatwy kawałek chleba, ale najlepszy sprzedawca nie na darmo jest tak nazywany i ku zdziwieniu chłopaka, nikt mu nie odmawia. Jednak ta książka to nie tylko dzień z życia akwizytora, ale też i wiele rozmów, historii i ukrytych prawd, które można dostrzec między wersami. Ludzie przedstawieni są jako zagubieni, potrzebujący drugiego człowieka, a kupno czegoś to jedynie wymówka dla potrzeby rozmowy i kontaktu z drugim człowiekiem. Nie oznacza to jednak, że powieść jest jednym wielkim morałem, a z każdej strony autor próbował nas czegoś nauczyć. Wszystko jest napisane niezwykle lekko, a język i styl autora mają w sobie coś oryginalnego, klimat, którego wcześniej nie spotkałam w żadnej książce. Już samo to było interesujące i warte przeczytania, choć z drugiej strony czasami denerwowały mnie postaci, zbudowane trochę zbyt schematycznie, za prosto, ale zastanawiając się nad tym po przeczytaniu całości, muszę stwierdzić, że inne zarysy postaci mogłyby przyćmić sens i fabułę powieści, dlatego przymknęłam oko na bohaterów, nie byli oni tacy źli.
     Nie jest to może mistrzostwo literackie, ale na pewno książka ma coś w sobie, jest inna i to jej duża zaleta, dlatego polecam zapoznać się z tym, moim zdaniem, udanym debiutem literackim.

Autor: Mateusz Kaptur
Wydawnictwo: novaeres
Liczba stron: 181
Ocena: 5/6

3 komentarze:

  1. Może być ciekawie. Kiedyś pewnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, bo za niedługo będę ją czytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna okładka byłam ciekawa tej książki, bo czytałam jedną opinię przeciętną, ale wydaje się całkiem ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń